Świt. Stado wilków poluje na łosie. Na przodzie widać Amira, samca alfę.
Offline
Saba wybiegła na polanę, chciała pójść do jeziorka, ale wtedy ujrzała wilki. Polowały na łosia, a było to polowanie wręcz mistrzowskie. Najpierw spłoszenie stada, oddzielenie zdobyczy, no i zasadzka. Długo patrzyła, zachwycona dokładnością i zgraniem całego stada. W końcu się opamiętała i wskoczyła na pobliskie drzewo.
Offline
Po upolowaniu zdobyczy, Amir powiedział do swojej partnerki, Arizony:
-Poczekaj tu chwilę, chyba coś zauważyłem.
Poszedł w kierunku małych zarośli. Tam ujrzał grupę zajączków przytulonych do siebie.
Offline
- Co robisz?
Spytała ciekawsko kuna, siedząc obok na drzewie. Czuła się całkowicie bezpieczna.
Offline
Łosza w tym czasie spokojnie jadła pędy drzew na sąsiedniej łące.
I've meet you in forest, in forest, the place where we born...
Offline
Amir po posiłku poszedł pod rozłożysty dąb, lecz ujrzał coś - dymy wychodzące zza lasu. To byli ludzie. Wystraszony wilk zawył ostrzegawczo.
Offline
Łosza zaryczała.
- Myśliwi!
Po czym bez śladu upadła. Jednak wstała i ciągnąc po ziemi całą tylną część ciała zaczęła się czołgać.
I've meet you in forest, in forest, the place where we born...
Offline
Amir zgromadził całe stado i uciekał jak najdalej w kierunku rzeki. Gdy juz tam dotarł, odkrył, że rzeka, wraz z wielkimi opadami, zwiększyła swe koryto. Nie można było przejść. Musiał wybrać inne rozwiązanie, ale rzeka okrążała las. Gdy usłyszał niedaleko siebie strzał, bez wahania wskoczył do rzeki, a całe stado za nim. Pzreprawa przez rzekę była trudna, lecz udało się.
Offline
Saba także dobiegła do rzeki, ale stanęła i oglądnęła się za siebie. Nie miałaby problemów z przejściem na drugą stronę, bo w jednym miejscu nad wodą zwisały gałęzie rozłożystych dębów. Ona jednak nigdy nie spotkała czegoś takiego jak człowiek i koniecznie chciała sprawdzić co się stało z łoszą, ostrożnie więc zawróciła ku polanie.
Offline
Ona zaś nie miała siły i położyła się, lecz żyła. Myśliwi źle trafili.
I've meet you in forest, in forest, the place where we born...
Offline
Rysica przechadzając się po lesie usłyszała strzał. Ot co, taki przy polowaniach. Przyzwyczaiła się do tego, i nie bała. Obróżka ją chroniła. Wyczuła zapach krwi upolowanej ofiary przez co. Co właśnie. Wilki. Najgorsze stworzenia pod słońcem. San delikatnie skryła się gdzieś w cieniu, na wysoko umieszczonym głazie obserwując całą sytuację. Psowate przeszły przez rzekę. Postrzelona przez ludzi łosza czołga się po ziemi.
Offline
Młoda kuna dobiegła do Wirginii i... stanęła jak wryta. Nie zdziwiła ją krew, lecz fakt że tak mała ranka powaliła takie duże zwierzę. Nastawiła uszka i w podskokach podbiegła do łoszy.
- Co ci jest?
Offline